Fot. WikiMedia Commons/D T G (CC BY-SA 3.0)
Reklama.
Nie wiemy, jakim trzeba być człowiekiem, żeby komuś przeszkadzało, że Słowo Boże dociera doń przez całą niedzielę i w dni powszednie we własnej kuchni, sypialni, ogrodzie i ubikacji.
Jak powiedział pan Henryk w rozmowie z dziennikarką "Gazety Wyborczej", "ksiądz już z samego rana puszcza na pełen regulator głośniki, które są zamontowane nie tylko z przodu kościoła. Cały budynek jest nimi obstawiony". Podkreślił również, że sam jest katolikiem, bo gdyby nie był, pewnie jeszcze bardziej by mu to przeszkadzało. No, ciekawe!
Postawy pana Henryka, który - jak widać - bardziej od nabożeństwa ceni pogańską ciszę i ateistyczny spokój, nie rozumie administrator parafii ks. Marek Wróbel. Wytłumaczył on prasie, że głośniki są niezbędne przez pandemiczny limit osób w kościele. Co więcej, na dziedzińcu stają czasem turyści, nie chcąc wchodzić w progi świątyni, bo mają szorty.
Nasza redakcja stoi na stanowisku, że to całkowicie zrozumiałe, jasne powody, by napieprzać ludziom z okna mszą na full od rana, a kto sądzi inaczej, ten nie kocha Jezusa.
Niestety, miły gest księdza, który pragnie zapewnić uczestnictwo w mszy wszystkim parafianom bez wychodzenia z domu, nie spotkał się ze zrozumieniem chrystianożercy, który chciałby zamknąć usta Kościołowi. Ten - po próbach rozmów z parafią - skierował sprawę do sądu.
Jak raportuje "Wyborcza", mieszkańcy Międzybrodzia, którym przeszkadza głoszone publicznie Słowo Boże, zaproponowali parafii okrutne, drastyczne rozwiązanie. Uważamy, że nie można go nazwać kompromisem, a za to można nazwać prześladowaniem Kościoła.
Chcą, żeby przez głośniki - zamiast każdej mszy - leciała tylko jedna co niedzielę i w święta.
To jest ASZdziennik, ale historia z głośnikami w międzybrodzkim kościele nie jest zmyślona. Źródło: Gazeta Wyborcza (Bielsko-Biała).