Macierewicz ocalił 50 osób! W aucie była bomba z zapalnikiem ustawionym na prędkość poniżej 150 km/h
ASZdziennik
27 stycznia 2017, 16:38·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 27 stycznia 2017, 16:38
Media z prawa i lewa zdążyły odsądzić ministra obrony narodowej od czci i wiary, ale ustalenia Żandarmerii Wojskowej rzuciły na całą sprawę zupełnie nowe światło.
Reklama.
– Antoni Macierewicz złamał wszystkie ograniczenia prędkości na trasie z Warszawy do Torunia w celu ratowania dziesiątek istnień ludzkich – wynika ze śledztwa Żandarmerii Wojskowej w sprawie "wypadku" kolumny z szefem MON pod Toruniem.
– W systemie napędowym limuzyny ministra wykryto ładunek z zapalnikiem ustawionym na prędkość poniżej 150 km/h na godzinę. Jeśli prędkość by spadła, mogło zginąć nawet kilkadziesiąt osób. Na szczęście dzięki bohaterstwu ministra do tego nie doszło – czytamy we wstępnym raporcie ŻW.
Z którego wyłania się obraz odwagi i męstwa, jakich można wymagać tylko od osób o żelaznych nerwach. Gdy tylko Antoni Macierewicz otrzymał informację o bombie, nie zważając na swoje osobiste bezpieczeństwo rozpoczął podróż na złamanie karku jednocześnie próbując rozbroić ładunek odbierając przez telefon instrukcje od braci Karnowskich.
Jak wielka tragedia wisiała w powietrzu, niech świadczy fakt, że usunąć zagrożenie udało się dopiero przed feralnym skrzyżowaniem pod Toruniem. Dlatego kierowca mógł się tam bezpiecznie rozbić.
To nie koniec dobrych wiadomości. Okazuje się, że minister obrony nie tylko wykrył winowajcę, ale i zdążył mu już wybaczyć.
– Bartek chciał tylko samochód na wieczór, a że bał się zwyczajnie poprosić, musiał uciec się do fortelu. Każdy by tak zrobił na jego miejscu – stwierdził minister.
To jest ASZdzienik. Wszelkie wydarzenia i cytaty zostały zmyślone.